Wrogowie ludu – stracone dzieciństwo

Wrogowie ludu / film dokument/

Nie będę ukrywać że zainspirował mnie post o filmie który znalazłam dziś przeglądając jeden z lepszych blogów w sieci o tematyce filmowej i dokumentalnej. Film „Wrogowie ludu” bardzo ciekawy dokument o czasach reżimu Pol Pota i zbrodniach które popełniali na sobie Kampuczanie, odnalazłam bez problemu na VOD kinoplex gazeta.pl.

Film jest o tyle ciekawy, że porusza mnie w nim, nie tyle zbiorowy akt ludobójstwa i cały rys historyczny problemów politycznych byłej Kampuczy, co los jednostki biorącej udział w tym wydarzeniu i odbiór zdarzeń poprzez emocje pojedynczego człowieka, a konkretnie, autora filmu, który w tamtym czasie skazany był na swoje dzieciństwo.

Nie trudno pojąć, że bohater i twórca dokumentu, nie potrafił pogodzić się z rodzinną tragedią tamtych czasów i jako jedna z licznych ofiar tamtego systemu, i jedna z nielicznych, wybiera się „w drogę w wstecz”, po zrozumienie, po prawdę i na pewno choćby po to, aby podświadomie doświadczyć zadośćuczynienia krzywd popełnionych na swojej rodzinie.

Zazwyczaj o zbrodniach ludzkości, przemawia się wzniośle, stawia pomniki, składa pod nimi kwiaty, wygłasza szablonowe przemowy. O wszystkich mówi się wspólnie i w liczbie mnogiej, robi się to w sposób masowy, albo wymienia się jedną, czy dwie osoby najbardziej zasłużone, a cała reszta ludzi biorących udział w dramacie gra rolę statystów dla byłych zdarzeń, a jej losach nie mówi się wcale.

Zmarginalizowanie człowieka i jego dzieciństwa do bezimiennego „stada”, w tym przypadku chodzi o Khmerów, których śmierć można poczuć namacalnie w ogromnej masie zebranych czaszek i szkieletów, w muzeum w Phnom Penh.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie da się wymienić wszystkich ludzi po imieniu, za dużo ofiar ginie na wojnach, umiera w wypadkach, z nieznanymi twarzami, za dużo trudnych imion i nazwisk jest do wymówienia i zapamiętania, za wiele dramatów do opowiedzenia. I nikt nie chce słuchać, historii, które jak jedna w drugą mówią o tym samym, że; „zabili mi matkę i ojca i prawie zabiliby mnie”.

Właśnie ta historia z odległego zakątka świata, a w zasadzie program który przez dziesięć lat realizował główny bohater i twórca tego dokumentu, jest taka wyjątkowa, bo dialog ze sobą prowadzą, kat i ofiara. Rozmawiają bez wrogości, jak dobrzy znajomi, prowadzą długoletnią rozmowę, która jak się zdaje po obejrzeniu filmu, dla żadnej ze stron, nie jest łatwa.

W zasadzie to brak winnych tamtych zbrodni, nikt nie wie, albo nikt nie pamięta, kto kazał zabijać ludzi we wsi, w mieście i intelektualistów okularach, kto wydawał wyroki, czyje to były rozkazy, pozostali tylko zbrodniarze do osądzenia, ci co osobiście podrzynali tamtym gardła.

Zbrodnia jak głuchy telefon, ktoś nadał, nie wiadomo kto; macie zabijać, a oni zabijali, żeby samemu przeżyć z rodzinami. Ktoś powiedział, ktoś, nakazał i nie wiadomo kto to zrobił. Jak się ciężko w takich momentach, po takiej tragedii, połapać, kto jest winny, a kto nie winny.

( zdjęcie w drodze do świątyni) Ofiary reżimu Pol Pota, dorabiający graniem lokalnej muzyki, pod jedną ze świątyń w Angkor Wat.

Kambodża jest mi w jakiś sposób szczególnie bliska, choć jak to piszę to mnie śmiech bierze z tej mojej deklaracji, a jednak, coś mnie tam wtedy poruszyło, na tyle mocno, żeby nie zapomnieć. Byłam w Kambodży kilka razy, przebywałam, i nocowałam w tamtejszych wioskach, z zaciekawieniem przyglądałam się polom ryżowym i ludziom pracującym znużonym po szyje w żołto-brązowej wodzie, rozmawiałam z nimi, piłam i jadłam, spoglądałam w ich wychudzone twarze i obserwowałam serdeczne szczerbate uśmiechy starców przycupniętych przy otworach imitujących drzwi w chatkach na palach i zaglądałam ciekawie w ich piękne czarne oczy.

Ale nie myślałam wtedy o wojnie, o polach śmierci, o ludziach którzy tam leżą przykryci warstwą mułu, o minach, nie czułam się tam źle, czy niebezpiecznie. Choć byli tacy co pytali; – nie boisz się tam latać ? Nie, nie bałam się i pewnie jeszcze nie raz tam polecę, bo polubiłam ten kraj, ludzi i mam tam kilka spraw do załatwienia. Jedyny mój problem z jakim się zmagam, stanowi strasznie gorący i parny klimat.

Oczywiście, zanim po raz pierwszy przekroczyłam granicę z Kambodżą, miałam jakieś mgliste pojęcie, większe, mniejsze, o historii tego regionu i kraju, że to trzeci świat, że bieda, że w czasie mojego dzieciństwa mordowano tam ludzi w okularach, mieszało mi się to trochę z Wietnamem, i głupią piosenką podwórkową o wojnie wietnamsko – amerykańskiej; „Wietnam, Wietnam pali się, kukurydza smaży się, a Wietnamczyki skurczybyki, po okopach kryją się„, ale przyznam, że miałam bardzo blade pojęcie, co do szczegółów tamtych zbrodni.

Aż trudno mi dziś uwierzyć, że ci serdeczni ludzie goszczący nas w wioskach, zapraszający mnie, gdy zabłądziłam pod swój dach ze szczerym uśmiechem na twarzy, siedzący przy swych chatach i przy drogach, popadli w taki obłęd przemocy wobec siebie, swoich współplemieńców, a nawet bliskich z rodziny.

Poniżej trailer filmu; „Wrogowie ludu”, a cały można obejrzeć na darmowym VOD gazeta.pl

Kilka słów refleksji osobistych na szybko skreślonych, po obejrzeniu filmu. Film poruszył mnie do głębi, szczególnie polecam.

Dlaczego szuka się kontaktu z ludźmi którzy nas kiedyś skrzywdzili ?
Być może udało mi się dobić do sensu, który kierował autorem filmu; „Wrogowie ludu”.
Dobrze, że powstał taki film, bardzo osobisty, i dobrze, że bohater zaczął od nowa żyć, życiem, w teraźniejszości.

Każde skrzywdzone dziecko, wyrasta na mocno upokorzonego człowieka i bywa, że albo się leczy kolejne pół życia, może modli i wstępuje do klasztoru, albo szuka zadośćuczynienia własnej krzywdzie, stając oko w oko z demonami przeszłości i konkretnymi ludźmi. Psychologia. Oczywiście, że nie każdy robi to tak wprost i wyrusza na poszukiwania bestii dzieciństwa, żeby się z nimi zaprzyjaźnić, albo napić się wspólnie herbaty. I nie każdego krzywdzono w okolicznościach zbiorowych i historycznych, takich jak czasy wojen czy dyktatur, ale w większości ludzie szukają wyjaśnienia dla tragicznych przeżyć z dzieciństwa.

Dlaczego ?

W pewnym momencie życia, pojawia się w każdym doświadczonym losem, człowieku takie dręczące i nie dające spokoju, pytanie;

– Dlaczego oni mi to zrobili ?

Człowiek bardzo potrzebuje żeby ktoś go za to wszystko przeprosił, żeby temu komuś było było za to co zrobił wyraźnie żal, bo taki żal jest w istocie jakby cofnięciem czasu do naprawy tego co się wtedy stało, powstrzymaniem wyrządzonego zła, a nawet unicestwieniem go w umyśle ofiary; morderstwo ojca, brata. Oczywiście do takiego czynu, odpuszczenia zbrodniarzom ich zbrodni, i zrozumienia złożoności losu i mechanizmów działania ludzkiej natury, niezbędna jest wybitnie dojrzała ( wielkoduszna) osobowość.

Autor tego programu w którejś ze scen, wyraźnie podkreśla, że nie mógł patrzeć na szczęśliwe opiekujące się sobą rodziny, że ucieka przed takimi obrazami. Ten film, właśnie za sprawą jego osobistego wewnętrznego zaangażowania, jest takim świetnym mocno poruszającym dokumentem.

Materiał jest przede wszystkim dokumentem o losach khmerskich zbrodniarzy , ale i prywatnym żalem dorosłego dziecka, które zakrada się do złego wujka do jego chaty, i próbuje podpatrzeć życie człowieka, który w przeszłości wyrządził mu tyle zła. A trochę z ciekawości; jak też wygląda prawdziwy ludobójca, co czuje, jak się zachowuje, co je, co pije, czy ma ludzkie odruchy, czy ma kogoś bliskiego, kto pomimo tego co robił, kocha go i akceptuje? Dociec kim u licha był ten zły człowiek i czym takim szczególnym różnił się od innych ludzi, od jego zamordowanego ojca i od niego samego.

Kiedy to się działo, był dzieckiem, być może rozumiał krzywdę jaką mu wyrządzają dorośli mordujący ojca i brata, ale nie sens tego czynu i powody dla których ci ludzie robili, to co robili, ani tego, dlaczego ojca mordowano tak, żeby nie skonał od razu, ale żeby powoli umierał w cierpieniach.

Teraz choćby nie tyle z chęci zemsty, zwyczajnie wyrachowanej, ale podświadomie, odszukał i na pewien sposób ukarał człowieka winnego zbrodniom, który pośrednio, bo przecież, nie swoimi, ale cudzymi rękami, był głównym sprawcą jego tragedii, jego jako małego chłopca. Teraz ten ciemny charakter, postarzał się i jest wiekowym budzącym zmiłowanie, dziadziem i zdaje się być normalnym człowiekiem, a na dodatek przeprasza i prawie ze łzami w oczach, wyznaje, że mu żal, za to co się stało, a co więcej, dodaje Sambathowi ( twórcy programu)”skrzydeł” wolności, robi to prawie tak dobrze, albo i lepiej, niżby uczynił to prawdziwy ojciec, mówiąc o nim, że jest wielkodusznym człowiekiem.

Iluż to synów czeka na taki gest od ojców, całymi latami i się nie doczekuje ani jednego dobrego słowa.

Jakie to ważne dla pokrzywdzonego, być wielko-dusznym w ustach zbrodniarza.

Czy coś mu jeszcze pozostało do wyboru, od bycia tym, lepszym człowiekiem ?

Może zemsta.

Byłaby nie na miejscu i nie przyniosłaby tak wyśmienitych rezultatów, jak wielkoduszność. (zdaje się, że wtedy nikogo nie interesowałby ten materiał filmowy)

A tak, powstał piękny, poruszający i wzruszający dokument.

Film pozwalający na szczere zwierzenia, na naturalną kolej spraw i mimikę twarzy, dający szansę zbrodniarzom na uczłowieczenie się. Kiedy to oglądałam, pojawiało się we mnie pytanie; czy w zasadzie ten zbrodniarz i jego zbrodnia, nie zastąpiły Sambathowi, nie podmieniły mu, rodziny. Jego matkę po zabójstwie męża, zmuszono żeby wyszła za Czerwonego Khmera, ale nie wypowiada się o ojczymie źle, że go katował, albo matkę. Więc musiał poszukać sprawców, gdzie indziej i znalazł. A także prawdziwie po mistrzowsku doprowadził historię swojego dzieciństwa do „szczęśliwego” finału.

W jego konkretnym przypadku dobrze się stało, że odbył tę swoją tragiczną podróż „sentymentalną’ do przeszłości, zmierzył się z demonami zła, a w rezultacie pomogło mu to powrócić do teraźniejszości, do żony i dzieci, które przecież na niego bezustannie wyczekiwały.

Ale pojawia się też pytanie. Czy Brat numer Dwa, prawa ręka Pol Pota, zrobił by to samo i przeprosiłby naszego bohatera, gdyby ten na samym początku opowiedział mu o losach swojej rodziny. Albo powiedział mu to po roku, po dwóch latach rozmów, po czterech, siedmiu latach rozmów ? Wątpliwe, żeby cokolwiek osiągnął, wolał więc skłamać dla „dobra materiału”, i powiedzieć mu o tamtym niemiłym fakcie, dopiero po dziesięciu latach, od ich pierwszego spotkania – na zaskoczenie.

Musiał go wpierw oswoić jak papugę, albo dzikie zwierzę. A to oswajanie, nie powiem, trwało, och trwało. Jak dowiadujemy się z końcówki filmu, bohater czuje wyraźną ulgę z otrzymanych przeprosin, a nawet więcej, odczuwa żal za aresztowanym zbrodniarzem, z którym spędził przecież na rozmowach, przeszło dziesięć lat swojego życia, zanim skłonił go do jakichkolwiek zwierzeń ( podziwiać za cierpliwość, taką cierpliwość może mieć tylko skrzywdzone dzieciństwo).

I zdaje mi się, że to był główny i podstawowy cel przeprowadzania programu „Wrogowie ludu”, zmontowania dokumentu, o zbrodniach Czerwonych Khmerów, a przy okazji powstał na prawdę, bardzo dobry dokument o zrozumieniu ludzkiej natury. .

Każdy człowiek w jakimś stopniu zdolny jest do zabójstwa innego człowieka, dlatego własnie, tak bardzo ciekawi go, a zarazem przeraża i intryguje w sobie i w innych, ta druga mroczna nieprzewidywalna i zaskakująco straszna strona osobowości, nieujawniona, ale czy w każdej chwili, nie gotowa do akcji.

Po wielokroć zastanawiamy się, słuchając takich relacji o zbrodniach ludobójstwa, czy i my zdolni bylibyśmy zabić drugiego człowieka, ba, wielu ludzi i to niemalże hurtem jak w Kambodży czy w Europie podczas II wojny światowej ?

Pewnie że tak, każdy z nas w odpowiednich do tego okolicznościach byłby zdolny do popełnienia zbrodni na drugim człowieku, ale nie każdy z nas byłby zdolny, do popełnienia zbrodni z zamiarem okrucieństwa i z tak zwaną złą intencją.

My ludzie, jesteśmy jak ta reszta zwierząt, mamy to w genach, na zasadzie samoregulacji w „stadzie”.

A realizujemy to w różny sposób, od wojen poczynając, a na truciu się chemią i hormonami w warzywach i rozpuszczaniem śmiercionośnych bakterii, wcale nie kończąc. Ludzka pomysłowość w tym względzie, nie ma granic, które wyznacza jej wyobraźnia.

Przy odpowiednich okolicznościach, przy udziale tak zwanego czynnika losowego, wszyscy uruchamiamy w sobie dwa mechanizmy; gen drapieżnego zabójcy, mający prowadzić do przetrwania, albo gen samobójcy, mający prowadzić do samounicestwienia, w celu uniknięcia potencjalnego cierpienia. Wszystko zależy oczywiście, od psychicznych predyspozycji, od hartu ducha i niestety od genów dziedziczonych po przodkach.